Najpopularniejsze wpisy

Licznik odwiedzin

DOŁĄCZ DO NAS


Obsługiwane przez usługę Blogger.

Obserwatorzy

środa, 7 marca 2012

Sandomierzanie - nowy cykl opowiadań

Poniższym opowiadaniem, rozpoczynamy na blogu Moje Sandomierskie nowy cykl pt: "Sandomierzanie". W ramach tego cyklu prezentowane będą krótsze lub dłuższe opowiadania, prezentujące sylwetki Sandomierzan. Mamy nadzieję, że spotka się on z pozytywnym odbiorem czytelników - kto wie może kiedyś za parę lat ukaże się on w formie drukowanej. Zachęcamy Was również do tego żebyście przysyłali swoje teksty - jeśli macie pomysł, znacie ciekawego Sandomierzanina, napiszcie o nim opowiadanie, przyślijcie - opublikujemy na stronie. 


„Przejazdem w Warszawie”
P. urodził się i wychował w Sandomierzu. Całe jego młodzieńcze życie związane było z tym miastem. Najpierw przedszkole, szkoła podstawowa i liceum. Właściwie trzeba by napisać dwa licea, bo na półmetku szkoły średniej przeniósł się z jednego do drugiego. Dość szybko doszedł do wniosku, że powinien był ten krok uczynić wcześniej.
Pierwsze liceum, do którego uczęszczał uchodziło nie tyle za elitarne co snobistyczne – chodziły tam dzieci lekarzy, prawników – jednym słowem, cała sandomierska „śmietanka”. Drugie liceum, do którego poszedł było zupełnie inne. Nie ma co wchodzić w szczegóły – po prostu cieszył się ze zmiany.
P. swoją młodość w Sandomierzu spędził pod hasłem „Punk not dead”. Nie był wprawie klasycznym punkowcem z irokezem, który miał wszystko w dupie i pił przysłowiowego jabola. Zaliczał się raczej do szeroko pojętego sandomierskiego środowiska alternatywnego. Zresztą nigdy nie było tam typowego podziału na punka, hipisa czy rastamana. W Sandomierzu był jeden podział - skini i reszta.
Skini wywodzili się głównie z blokowiska przy ulicy Koseły. Bez potrzeby nie warto było się tam zapuszczać, bo można było po prostu dostać w ryja. W większości byli do kibice sandomierskiej drużyny piłkarzy nożnych – jaka drużyna tacy i kibice. Poza kibicowaniem biegali po mieście, wypisując na murach hasła o faszystowskim zabarwieniu. Całość ubarwiali wizerunkami krzyża celtyckiego a czasem nawet swastyki.  Większość z nich to były dzieciaki, które dopiero co odrosły od ziemi. Biegali za swoimi starszymi kolegami, powtarzając bez głębszego zastanowienia za nimi treści faszystowskie.
Sandomierska alternatywa spotykała się głównie „pod pomnikiem” na Rynku Starego Miasta obok studni. Nie trzeba było się specjalnie umawiać na spotkania ze znajomymi – zawsze wieczorem ktoś ze środowiska kręcił się w okolicach pomnika z kim można by było pogadać czy napić się piwa. Zdarzało się, że spotykało się osobę znaną tylko „z widzenia”, ale to zupełnie nie przeszkadzało, aby przysiąść się i wypić piwo.
Wiele czasu P. poświęcał na problemy związane z ochroną przyrody. Poza licznymi akcjami protestacyjnymi czy petycjami, P. dużo chodził w teren, podglądać przyrodę. Jego ulubionym miejscem były Góry Pieprzowe, które znał jak własną kieszeń. Lubił siadać na szycie, obserwować w dole koryto Wisły i piękną panoramę – przy dobrej widoczności widać było nawet przedgórza Bieszczad.
Wraz z ukończeniem czwartej klasy liceum P. zdał na studia do Warszawy. Skończył je i podjął pracę w jednej z dużych warszawskich firm. Cały czas jednak, mimo pracy takim molochu P. jest wierny swoim ideałom. Nadal słucha punk rocka – w samochodzie wozi kilkadziesiąt różnych płyt od Dezertera przez KSU po Włochatego i Farben Lehre. Nie dał się i nie pozwoli zrobić z siebie „korpoludka”. Czasem wskoczy wprawdzie w „marynarę”, ale w głębi serca i tak jest cały czas tym samym, wiernym swoim ideałom człowiekiem. „Nie szata zdobi człowieka”.  
Od ponad ośmiu lat P. przebywa w Warszawie. W Sandomierzu pojawia się z reguły na weekend raz w miesiącu. Mimo, że żyje w stolicy wszędzie wyraźnie podkreśla, że mieszka w Sandomierzu a w Warszawie jest tylko przejazdem. Jest Sandomierzaninem…

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Brawo! Ja choc mam juz duzo lat i mieszkalam w Sandomierzu tylko 12 lat.Czuje sie zwiazana z tym pieknym grodem.Czytam wszystko o Sandomierzu,co mi wpadnie w rece.Poznaje roznych mlodych ludzi i dumna jestem ,ze tak jak oni kocham to miasto.........

Anonimowy pisze...

No pomysł jest świetny ale czy to mają być opowiadania anonimowe?Przecież w naszym cudownym mieście jest tylu wspaniałych ludzi co maję przeróżne pasje o których sami nie mówią bo są za skromni.Myślę że warto by było o nich napisać,przedstawić ich choćby tylko sandomierzanom.